Moja ocena: 2,5/5☆
Tytuł: Penryn i świat Po
Czytałam: 26.04-26.05
Gdy syndrom środkowej części cię dopadnie i czytasz książkę mającą 344 strony przez miesiąc... Szczerze nie mogłam się zmusić żeby dalej czytać tę pozycję. Jak poprzednia część miała jeszcze jako tako ciekawą fabułę, można było się czasami pośmiać czy zaznaczyć fragment, nad którym aż się skręcałam, tak tu... Dopadła mnie nuda. Książka strasznie się ciągnęła, historia nie szła w ogóle do przodu. Nie mam nawet zbyt wielu cytatów by tu wstawić co jest smutne...
Jak już wspomniałam wcześniej, fabuła prawie nie istnieje, a przynajmniej tak mi się zdaje. Niby dowiadujemy się paru ważnych rzeczy, głównie na sam koniec książki (jakoś ostatnie 100 stron). Reszta tego tomu jest dla mnie kompletnie rozmyta, oprócz paru ważniejszych momentów. Widać, że autorka głownie skupiła się na rozwinięciu tematu Paige i jej przypadłości. A raczej pokazaniu jak bardzo Penryn się jej boi i jak obrzydza ją jej siostra. Do tego dostajemy oczywiście szaloną matkę, która pojawia się i znika, maluje szminką zwłoki i rozrzuca wszędzie zgniłe jajka. Standardzik.
Jak już o pakiecie podstawowym tej serii mowa, dostajemy tu mnóstwo walczącej Penryn. Dziewczyna rzuca się na wszystko, teraz już z mieczem, który ukryła w misiu (nie pytajcie, ja też nie wiem). W kółko wałkowanie tematu samoobrony, walki, tego, że mężczyźni są źli i tylko patrzą by wykorzystać kobietę, a do tego oczywiście też ich nie doceniają w walce a przez to każdy facet przegrywa z naszą ważącą 45 kilo siedemnastolatką. Każdy. Nawet anioł bo mimo, że miała w ręce miecz to kompletnie ją zignorował, nie starał się walczyć i skończył martwy. Oczywiście nasza główna bohaterka w ogóle się nie przejęła śmiercią rzeczonego anioła. Rambo i Dora Wilk w jednej osobie.
Pominę milczeniem akcje z misiem na mieczu, ukrywanie miecza pod kurtką czy wkładanie noża w pończochę na udzie, bieganie z nim i pływanie (oczywiście zero skaleczeń, a nóż trzymał się dobrze. I nie, nie był to taki do masła). Zostawię też w spokoju rekiny ludojady, które mają układ z surferami względem tego jak często rybki mogą ich atakować. Przemilczę rodzinę, która uznała, że lepiej zakopać ich ukochaną matkę i żonę bo udziabał ją skorpioni płód. Bo w końcu to od razu ją skreśla i dla nich jest już martwa (mimo, że nasza bohaterka do nich krzyczy, że to tylko paraliż i kobieta wyzdrowieje).
Naprawdę zastanawiam się co ze sobą robię i za jakie grzechy to czytam. W tej części pożałowałam każdej złotówki wydanej na te książki. Nudziłam się niemiłosiernie, chciałam to jak najszybciej skończyć, nawet chwilami porzucić. Męczarnie trwały zdecydowanie za długo i kończyłam ją z nadzieją, że ostatnia część pójdzie o wiele szybciej. Nadal mam tę nadzieję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz