11 kwi 2025

(08/2025) Ciemny las, Cixin Liu


Moja ocena:
4/5


Tytuł: Ciemny las
Autor: Cixin Liu
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788381884495
Liczba Stron: 671
Wersja: papierowa. posiadam
Oprawa: miękka, skrzydełka
Kategoria: Fantastyka naukowa, Sci-fi



  Bardzo się ucieszyłam widząc ten tytuł, każdy kto choć trochę interesuje się astronomią i astrofizyką kojarzy teorię ciemnego lasu, która wywodzi się z paradoksu Fermiego. Teoria równie ciekawa co wprowadzająca w nasze życie niepokój. Jeśli się nie mylę to samo określenie "ciemnego lasu" wzięła się właśnie z tej książki. Oczywiście mówię tu tylko o chwytliwej nazwie a nie samej teorii, bo ta krąży w kręgach naukowych i sci-fi od dziesięcioleci.

  Niestety jak teoria ciemnego lasu jest niesamowita, tak sama książka mnie wymęczyła. Chwyciła dopiero za połową, ale i tak nie dorosła do pięt pierwszej części, od której nie mogłam się oderwać. W pewnym momencie zaczęłam zwracać uwagę na wszelkie nieścisłości i mankamenty tłumaczenia (tłumaczeniowy głuchy telefon, bo książka jest tłumaczona z chińskiego na angielski i z angielskiego na polski). Męczyłam się po prostu strasznie. Mało było w tej części nauki, za którą pokochałam "Problem trzech ciał". Ciągłe powroty do życia prywatnego Luo Ji miałam po prostu ochotę omijać. Rozumiem, że miało to zbudować kolejne decyzje fabularne, ale niestety mnie nie chwyciło w ogóle. 

  Praktycznie cała książka krąży wokół programu Wpatrujących się w ścianę. Jak sam pomysł jest świetny tak wykonanie jest... Nie chcę powiedzieć, że kiepskie, ale bardzo ludzkie. Każdy z Wpatrujących się w ścianę miał wymyślić strategię na bitwę w dniu Sądu Ostatecznego, z tym, że miał ją zachować w swoim umyśle by Trisolarianie jej nie przechwycili. Do dyspozycji mieli wszelkie zasoby i powoli wprowadzali swoje pomysły w życie. Niestety oczywiście większość z tych strategii jest łatwa do odgadnięcia i jeden po drugim ujawniają się Burzyciele Ścian. Pomysł naprawdę świetny, upadł w książce dość mocno i jakoś czuję, że nie został wykorzystany. 

  Rzecz, która zabolała mnie chyba najbardziej może się wydać większości małym detalem. Chodzi mi tu o kompletne zbagatelizowanie choroby psychicznej. Dosłownie Luo Ji ma halucynacje i stracił przez to żonę, a lekarz.. Uznał, że panu przejdzie. Po czasie będzie lepiej, ale nie może starać się ich pozbyć bo wtedy nie odejdą. Dosłownie widzę w tym mema:
Brak mi na to słów. Ponownie, widzę w tym pchnięcie fabuły i niejako pokazanie coraz większej obsesji Luo Ji względem jego wyimaginowanej partnerki, ale ta scena jest mi bardzo nie w smak. 

  Podsumowując całą książkę, ma swoje wzloty i upadki. W jednych wątkach nie bawiłam się dobrze (Luo Ji) a w innych wręcz przeciwnie (Zang Beihai <3). Zauważyłam też, że w kółko nastroje ludzkie poruszają się jak po sinusoidzie. Najpierw panikują bo leci na Ziemię wroga flota. Następnie zajmują się strategiami, wiec się uspokajają. Później te strategie szlak trafia i znów pojawia się panika... I tak w kółko. Czytając maiłam w głowie tylko jeden obrazek:

I to w ciągłym zapętleniu. Ciekawie poprowadzono narrację i za połową bawiłam się trochę lepiej. Ostatnie 100-150 stron zrekompensowało mi wszystkie trudy podróży. Zakończenie było wspaniałe i jak miałam ochotę zrobić sobie przerwę miedzy drugim i trzecim tomem, tak nie mogłam się powstrzymać i od razu sięgnęłam po kolejną część historii. Teraz tylko czekam na wielki finał, który już niedługo pojawi się na blogu <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz